Szlakami Bobra: Narodowy Park Georgian Bay Islands i wyspa Beausoleil
Georgian Bay Islands to narodowy park usytuowany na największym na świecie słodkowodnym archipelagu 30.000 granitowych wysp i wysepek, będącym ikoną spektakularnego krajobrazu Tarczy Kanadyjskiej. Teren samego parku obejmuje ponad 60 wysp. Park znajduje się tylko ok. 2 godzin od aglomeracji torontońskiej, warto tu przyjechać na jednodniową kilkugodzinną wycieczkę lub na kilka dni . I mimo że dostępny jest tylko z wody, łatwy do zwiedzania również dla nieposiadających łodzi i żaglówek, o czym dalej. Dzisiaj o jego największej wyspie, 8-kilometrowej Beausoleil Island.
Zacznijmy może od jej historii, a ta jest imponująca, bo materialne ślady człowieka sięgają tu 7000 lat. O tym, że wyspa prawdopodobnie służyła jako letni obóz dla łowców z różnych kultur, świadczą znalezione tu narzędzia, fragmenty broni i naczynia. Pierwszy kontakt Indian Algonquinów z Europejczykami nastąpił 600-400 lat temu. Pierwsza wzmianka o wyspie pochodzi z 1624 r. Kontakty te przyniosły choroby i rozkład tradycyjnego stylu życia Indian, a w efekcie ich migrację. Odżibuejowie przybyli w te rejony w początkach XVIII w. Beausoleil była dla nich miejscem postoju przed ostatecznym przybyciem do Midland w celu handlu futrami. Cywilizacja wydzierała im ich tradycyjne tereny, a w połowie XIX w. utworzono dla nich na wyspie Beausoleil jeden z wielu eksperymentalnych rezerwatów, gdzie pod kierunkiem chrześcijańskiego już wodza Johna Assance mieli się uczyć życia białego farmera. Uboga ziemia nie wyżywiła osiedleńców, głód i choroby ich dziesiątkowały, po 20 latach Indian przeniesiono na inne wyspy, pozostały po nich resztki zabudowań, cmentarz z grobem wodza i zdjęcia obrazujące potworną nędzę. Można je obejrzeć niedaleko głównego kempingu na wyspie, Cedar Spring. Wyspa przechodziła później różne koleje, osadnictwo białych pionierów, obozy YMCA dla młodzieży, a w 1926 roku utworzono tu park narodowy.
Obecnie park oferuje 15 kempingów z prawie 200 miejscami obozowymi. Część z nich nie podlega rezerwacji, obowiązuje tu zasada kto pierwszy, ten lepszy. Można się tu zatrzymać na kempingu w lesie, pójść z plecakiem na kilka dni, zmieniając miejsca postoju, bo kempingi rozłożone są wzdłuż prawie całego wybrzeża wyspy, wybrać kemping na granitowych skałach na brzegu, gdzie zbudowano specjalne drewniane platformy do rozłożenia namiotu. Można tu byczyć się z dziećmi na piaszczystych plażach, można chodzić na wycieczki. Można tu też przyjechać tylko na kilka godzin, zwiedzić wyspę, wykąpać się, zrobić sobie piknik. Do dyspozycji jest 11 tras od 0,3 do 8 km długości, można też zwiedzać wyspę na rowerze. Ja polecam krótki – 2,5 km, ale bardzo piękny szlak z Chimney Bay. Wiedzie przez granitowe skały, lasy z białymi sosnami, mija piękne dwa małe jeziorka, potem granitowymi klifami prowadzi nas na północ wyspy, skąd roztacza się piękny widok na otwartą wodę Georgian Bay i jej tysiące wysp, tu możemy zejść do piaszczystej dzikiej plaży, zwykle jest tu mało ludzi. Schodząc odnogami szlaku, możemy obejrzeć kolejne zatoczki i kolejne niewielkie kempingi. Szlak zaprowadzi nas też do Frying Pan Bay, zatoki, w której Odżibuejowie stacjonowali w drodze na handel futrami do Midland, chroniąc się przed nieprzewidywalnymi wiatrami nad jez. Huron. Teraz, z powodu dużej głębokości niewielkiej zatoki, cumują tu wielkie wielopiętrowe jachty. Szczerze mówiąc, stanowią jakiś dysonans w stosunku do otaczającej je przyrody i małej zatoczki.
Musimy być przygotowani, że na wyspie spotkać możemy niedźwiedzie, grzechotniki East Massasauga – jedyne jadowite węże w Ontario, i poison ivy, piekielnie parzące zielsko.
Beausoleil poznaliśmy dzięki naszemu przesympatycznemu koledze Waldkowi. Zabrał nas tutaj kilka razy swoją żaglówką. Wyciągnął nas z Mississaugi w okresie tak potwornych upałów i czarnych muszek, że o wycieczce do lasu nie było mowy. Na Georgian Bay owiewał nas wiatr, jak było za gorąco, właziliśmy do wody w ubraniu, żeby chłód trzymał dłużej. Dodatkową atrakcją było pływanie między zdradliwymi podwodnymi skałami Georgian Bay według mapy, bo sonar nie działał. Pełni wdzięczności, przeszliśmy z przyjemnością nawet krótki kurs płukania nóg przed włożeniem ich na pokład, bo Waldek ma malutką słabość na punkcie piasku w żaglówce. Dobry dla nas, pechowy dla Waldka los zrządził, że raz z powodu awarii silnika i braku wiatru zatrzymać się musieliśmy na Cedar Spring, co umożliwiło nam penetrację południowej części wyspy, następnym razem dotarliśmy do Chimney Bay. O tej zatoce licznym rodakom żeglarzom wspominać nie trzeba, jacht z polską flagą to bardzo częsty widok, tu się odbywają słynne zakończenia polskiego żeglarskiego sezonu (wszyscy polscy żeglarze o tym wiedzą, dlatego jak tu dopłynąć jachtem, opisywać nie ma sensu). Stąd robiliśmy piękne wycieczki, potem wieczór na kotwicowisku, panowie na noc w kabinie, a ja na pokładzie w śpiworze, z widokiem na rozgwieżdżone niebo i lekkim bujaniem przypominającym babciny hamak na werandzie. Rano tylko straszna rosa na śpiworze.
Cumowanie w zatoce Chimney ma jeszcze jedną poznawczą stronę. Można zobaczyć styl spędzania wolnego czasu sporej grupy Kanadyjczyków. Tych bez cottage'u, za to z wypasionymi, jak to się teraz podobno w Polsce mówi, motorowymi jachtami-domkami, i tych z małymi łódkami, mnóstwo ich cumuje na Chimney (na żaglach odważają się pływać nieliczni, a wielu z nich to Polacy, żagle wymagają umiejętności, a motorowe jachty tylko pieniędzy na benzynę). Jedząc rano jajecznicę na boczku w wykonaniu Waldka, obserwujemy pontony odrywające się od łódek. Właściciele płyną na poranne wyprowadzanie psów na brzeg i na wizytę w sławojce na brzegu. Wprawdzie na jachtach mają z reguły łazienki, ale pompowanie ścieków kosztuje. Cała procesja powtarza się wieczorem.
http://www.goniec24.com/prawo-imigracja/itemlist/tag/Joanna%20Wasilewska#sigProId3c4a2d9485
Na koniec mała dygresja dotycząca pracy naszych urzędników zajmujących się przyrodą. Któryś z nich wpadł na "genialny" pomysł i każdą wyspę ponumerował, obwieszczając to parometrową tablicą wbetonowaną w granit na froncie każdej wyspy. Jak to wygląda na parometrowej wysepce, nie trzeba mówić. Park w założeniu mający chronić krajobraz tego regionu, został kompletnie zeszpecony. Trudno tu zrobić nawet zdjęcie.
A teraz informacja dla tych, którzy łodzi nie mają, jak dotrzeć na Beausoleil. Z Toronto hwy 400 na północ, zjeżdżamy na zachód zjazdem nr 156 w Muskoka Rd. 5, nią do Honey Harbour. Stąd do dwóch punktów na Beausoleil (Chimney Bay i Cedar Spring) kursuje stateczek "Day Tripper". Odjazdy o godz.: 11.00, 12.00, 13.00, powroty o 15.30, 16.30, 17.30. Bilet dla dorosłych 15.70 dol., dzieci 11.70 (w cenę wliczony pobyt w parku). Czas dojazdu do wyspy 15 min. Polecana rezerwacja pod nr 705-526-8907. Pod tym numerem można także umówić się na przewiezienie na kemping rzeczy. Można też skorzystać w przystani z licznych water taxi.
Ceny kempingów:
Cedar Spring – 25.50 dol. (tu znajdują się łazienki z ciepłą wodą i parkowe biuro);
Inne "prymitywne" kempingi – 15.70. Rezerwacja 9.80 dol.
Można wynająć też nowo zbudowane duże kabiny z pełnym wyposażeniem kuchni, cena w zależności od liczby pokoi 160 i 140 dol. za noc.
Do przewiezienia rzeczy możemy użyć wygodnych wózków, które znajdują się przy przystani w Cedar Spring.
Rezerwacja i informacje pod nr 1877-737-3783 lub w głównym biurze w Midland.
I jeszcze jedna możliwość zobaczenia Georgian Islands. Można się wybrać statkiem na wycieczkę. Jeden płynie z portu w Midland, trasa prowadzi obok Beausoleil, między wyspami. Atrakcją są objaśnienia kapitana, która wyspa należy do którego znanego milionera. Drugi statek płynie z portu w Penetanguishene, wypływa bardziej w zatokę. Na obu statkach można zjeść obiad.
Joanna Wasilewska
Zdjęcia:
Joanna Wasilewska/Andrzej Jasiński
Szlakami bobra: Arrowhead
Gdy najdzie nas nagle ochota na weekendowy kemping w pięknym pejzażu Algonquin Park w Ontario, a tam nie będzie już miejsc (w Algonquin trudno zrobić rezerwację z niewielkim wyprzedzeniem czasowym, z powodu jego sławy i łatwości dojazdu zjeżdżają tu ludzie i z aglomeracji torontońskiej, i z całego świata, widok wielu autobusów z gośćmi z Azji nie jest rzadkością), możemy spróbować znaleźć miejsce w okolicznych parkach prowincyjnych. Jednym z nich jest Arrowhead Provincial Park położony ok. siedmiu kilometrów na północ od Huntsville.
Arrowhead otwarto w 1966 r. Mimo że usadowiony blisko autostrady, okoliczne wzgórza zapewniają w nim absolutny spokoj. Przepięknie położony na 1237 hektarach, na jego terenie znajdują się dwa jeziora, Arrowhead i Mayflower. Południową granicą styka się z północnym brzegiem kolejnego parku wartego odwiedzenia, Big East River Provincial Park.
I choć każdego roku odwiedza go ponad 100 tys. gości latem i 25 tys. zimą, łatwiej w nim o miejsce niż w Algonquin. Co zwabia turystów do tego miejsca? I charakterystyczne uformowanie terenu w postaci łagodnych wzgórz porośniętych liściastym i sosnowym lasem, i bogactwo flory i fauny, a także możliwość spędzenia wolnego czasu w ulubiony przez siebie sposób. Nad Arrowhead Lake znajdują się trzy piaszczyste plaże płytko wchodzące w wodę, idealne dla małych dzieci, woda w jeziorze jest wyjątkowo czysta, można tu wypożyczyć canoe, kajak, popływać po jeziorze lub do wyboru po Little East River albo Big East River, wypożyczyć rower i pojeździć po licznych parkowych ścieżkach. Wydzielono też plażę dla psiarzy, czworonogi szaleją tu bez smyczy.
http://www.goniec24.com/prawo-imigracja/itemlist/tag/Joanna%20Wasilewska#sigProId29f0bda6da
Park oferuje trzy kempingi z 378 miejscami, 185 z nich jest zelektryfikowanych. Polecam kempingi Roe lub East River, tutaj miejsca kempingowe położone w gęstym lesie, zapewniają o wiele więcej prywatności niż na którymkolwiek kempingu w Algonquin, choć z obozowiska East River dalej jest do plaż.
Gdy znudzi się nam pływanie w jeziorze i plażowanie, możemy wybrać się na którąś z pięciu tras wycieczkowych na terenie parku. 4-kilometrową trasą Beaver Meadow obejdziemy całe Arrowhead Lake, podpatrując przy okazji bobry na bobrowym stawku. Na trasie nie powinny nas dziwić udomowione rośliny, jak bez, pozostałość po osiedlach pierwszych osadników. Natomiast króciutka trasa Big Bend Lokaut zawiedzie nas na punkt widokowy na piaszczysty klifowy brzeg Big East River, którą w parkowej ulotce romantycznie opisano jako satynową wstążeczkę wijącą się wśród zielonych plam lasu.
Polecam też 2-kilometrową trasę Stubb's Falls, do niewielkiego wodospadu. Jeśli trafimy tam w czasie ładnej pogody w środku dnia, nie liczmy na chwile zadumy w samotności. Raczej weźmy ręczniki i kostiumy. W spienionej wodzie jak w jacuzzi pławią się nieustannie i starsi, i młodsi. A gdy zatęsknimy za cywilizacją, na lody lub obiad do Huntsville tylko parę kilometrów.
Opłaty za miejsce kempingowe: normalne 37,25 dol. na dzień, zelektryfikowane 42,75 dol., dodatkowy samochód 12,15 dol. Na miejscu kempingowym mogą być trzy namioty.
Rezerwacja przez telefon za dodatkową opłatą 11,25 dol. (nierefundowaną) pod 1-888-668-7275 i na miejscu lub 9,75 dol. przez Internet na stronie OntarioParks.com.
15 proc. miejsc jest nierezerwowalnych, ich lista wisi przy wejściu do biura parku, jeśli zameldujemy się tam o 10 rano, mamy duże szanse na wolne miejsce.
Wypożyczalnia kajaków i canoe: 2 godz. 15 dol., 4 godz. 21 dol., cały dzień 33 dol., a 24 godziny 42 dol. (także można je zarezerwować).
Dojazd z aglomeracji torontońskiej: autostradą 400 ok. 2,5 godz. w stronę Huntsville, mijamy je, i jeszcze ok. 7 km od ostatniego zjazdu do miasta, dalej drogę z autostrady do Arrowhead wskażą tablice informacyjne.
A o tym, jak się pływa canoe po Big East River, niebawem.
Joanna Wasilewska
Mississauga
Fot. Andrzej Jasiński
Pow wow - zobaczyć prawdziwych Indian
Czasami mieszkamy wiele lat w Kanadzie, mamy cottage na północ od wielkich aglomeracji,
i choć wiemy, że są wśród nas, mimo że mijamy tablice z napisem teren rezerwatu, na co dzień pierwsi mieszkańcy tych ziem nie są widoczni, ubrani tak jak my, żyjący tak jak my, rozpływają się w wielokulturowym tłumie. Czasami przyjeżdża do nas rodzina lub znajomi z Polski, i pierwsze pytanie to: gdzie mogę zobaczyć prawdziwych Indian?
Tłumaczymy, że prawdziwi Indianie mieszkają w izolowanych rezerwatach na dalekiej północy, które w "Gońcu" opisuje pan Aleksander Borucki. Ale to niecała prawda. Nie ma lepszej okazji do zobaczenia indiańskiej kultury niedaleko od domu niż pow wow. Zakazane do połowy XX wieku, dzisiaj rozkwita, choć może w nieco innej formie niż przed setkami lat. Pow wow to po prostu spotkanie Indian, czasami gromadzące uczestników z całej Ameryki Północnej, zawodowych tancerzy, czasami tylko lokalnych mieszkańców danego rezerwatu. Ma formę głównie konkursów tańca (z nagrodami finansowymi) w różnych kategoriach, mężczyzn, kobiet i dzieci, w regionalnych strojach (podobno nie powinno się nigdy używać słowa kostium), przeplatanych uroczystymi obrzędami, a w głębszej warstwie ma na celu pielęgnowanie kultury indiańskiej i tradycji. Tańce i obrzędy prowadzone są w kręgu, którego centrum zajmują grający na bębnach i pieśniarze. Poza kręgiem kwitnie życie towarzyskie, spotkania z dawno niewidzianymi znajomymi.
Z reguły na pow wow mile widziany jest każdy gość. Tylko raz, kilkanaście lat temu, na Manitoulin Island, spotkałam się ze zrywaniem przez Indian obwieszczeń o pow wow. Byliśmy tam wtedy ze znajomym jedynymi białymi ludźmi i czuliśmy się trochę nieswojo. Na większości pow wow wszyscy goście zapraszani są do niektórych wspólnych tańców. Gdy usłyszymy takie zaproszenie od mistrza ceremonii, nie wstydźmy się i nie przegapmy okazji do zatańczenia z prawdziwymi Indianami.
Na pow wow obowiązuje swoista etykieta, której przez grzeczność powinniśmy przestrzegać. Z reguły podczas Grand Entry, czyli rozpoczęcia ceremonii wkroczeniem pocztów sztandarowych, indiańskich weteranów wojen, dyrektora areny i głównych tancerzy, nie wolno filmować i robić zdjęć. Także nie wolno uwieczniać świętych ceremonii. Nie powinniśmy mieć kłopotu ze zorientowaniem się, kiedy filmowanie jest zakazane, informuje o tym za każdym razem mistrz ceremonii, wyjaśniając także, na czym polegają wszystkie obrzędy i konkursy. Natomiast możemy poprosić poza kręgiem o wspólne zdjęcie. Większość tancerzy chętnie pozuje do fotografii z gośćmi. Na teren pow wow nie wolno wprowadzać zwierząt. Nie wolno także przechodzić przez krąg świętego ognia, który jest wyraźnie zaznaczony. Zdarza się, że na niektórych pow wow kobietom wręczane są ulotki z prośbą, by gdy są w czasie menstruacji, nie zbliżały się do świętego ognia.
Goście na pow wow są mile widziani także z innego powodu. To okazja dla indiańskich biznesów do zarobku. Można tu zjeść stek z bizona lub kukurydziane placki wypiekane na miejscu, nadziewane fasolą i czymś mi nieznanym, lub po prostu hamburgera z frytkami. Można także zaopatrzyć się w oryginalne prezenty dla rodziny na licznych straganach oferujących wyroby miejscowego rzemiosła. Część z nich to straszny kicz, ale można czasami znaleźć interesujące rzeczy.
I uwaga, nie zapomnijmy zabrać składanego krzesełka lub choćby koca. Na arenie jest zwykle niewiele miejsc siedzących.
I na koniec ciekawostka. Gdyby nasi goście nie zdążyli obejrzeć pow wow w Kanadzie, mają do tego okazję po powrocie do Polski. W kraju działa Polski Ruch Przyjaciół Indian, który organizuje w kraju własne pow wow.
http://www.goniec24.com/prawo-imigracja/itemlist/tag/Joanna%20Wasilewska#sigProId83b34a78b0
Kilka z najbliższych pow wow w południowym Ontario:
• 28-29 lipca – Grand River Pow Wow, Chiefswood Tent and Trailer Park, Six Nation of the Grand River (13 km na wschód od Brantford), Brant County Rd. 54, Ohsweken. www.grpowow.com. Brama otwarta o godz. 10.00. Opłata: 10 dol. dorośli, 2 dol. dzieci w wieku 6-12 lat. Dwudniowy bilet 15 dol. Jedno z największych pow wow w Ameryce Płn., spodziewanych jest 400 tancerzy i ok. 15 tys. widzów. W tym rezerwacie urodził się słynny aktor indiański Graham Greeene.
• 18-19 sierpnia, Shawanaga First Nation Pow Wow, 20 mil na północ za Parry Sound, Shawanaga First Nation, Ontario P0G 1G0, Pow Wow Grounds. Informacja o dojeździe w Shawanaga Gas and Variety Store przy Hwy 69 lub kontakt: Tami Sweezy, Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript..
• 17-19 sierpnia, 29. Pow Wow, Cape Croker Indian Park, 112 Park Rd. ON NoH 2T0 (pół godziny jazdy na płn. od Wiarton). Chippewas of Nawash First Nation. Wejście: 5 dol., pow. 65 lat i poniżej 6 za darmo. Na terenie rezerwatu znajduje się indiański kemping z przepięknym widokiem na klify, można się tu zatrzymać na noc z namiotem. www.nawash.ca.
• 24-26 sierpnia, 2nd Annual Mattagami First Nation Traditional Pow Wow, Mattagami First Nation, Gogama ON P0M 1W0.
• 25-26 sierpnia, Three Fires Homecoming Pow Wow and Traditional Gathering, 2789 Mississauga Rd. (dawna 1. Linia) #6, Hagersville, ON N0A 1H0. Opłata: dorośli 5 dol., dzieci poniżej 6 lat za darmo, również darmowy parking. 25.08. Grand Entry o godz. 13.00 i 19.00, 26.08. Grand Entry o 13.00, zamknięcie o 16.00. www.newcreditpowwow.com.
• 8-9 września, Georgian Bay Native Friendship Centre 11th Annual Pow Wow, Midland, Sainte-Marie Park, po przeciwległej stronie muzeum Saint-Marie among the Hurons.
Więcej informacji o datach: www.ahki.ca
Joanna Wasilewska
Mississauga
Fot. Kuba Sołtysiński
Dlaczego tak mało?
Korespondencja z Wilna
Doszła do skutku odłożona po katastrofie smoleńskiej wizyta premiera Donalda Tuska w Kanadzie. O różnych jej aspektach przeczytają Państwo w numerze, ja chciałabym się skupić na odwiedzinach premiera na Ontaryjskich Kaszubach, w miejscowości Wilno. Na tych terenach w połowie XIX w. osiedlali się pierwsi polscy zorganizowani emigranci z Kaszub, stąd właśnie nazwa. Drogi w Wilnie nadal noszą nazwiska pierwszych osadników, a mieszkańcy zachowali kaszubski język i pielęgnują stare tradycje. Znajduje się tu także kaszubski skansen-muzeum, w którym Donald Tusk w niedzielę, 13 maja 2012, posadził symboliczne drzewko. Po II wojnie światowej tereny te, bogate w jeziora i malownicze wzgórza, stały się miejscem letniego wypoczynku dla rzeszy Polaków z nowszej emigracji i obozów polskich harcerzy.
http://www.goniec24.com/prawo-imigracja/itemlist/tag/Joanna%20Wasilewska#sigProIdba295a9910
W programie pobytu premiera w tym dniu była również wizyta na starym cmentarzu i spotkanie z miejscowymi Kaszubami w sali pod kościołem Matki Boskiej Częstochowskiej, w którym uczestniczyli też przedstawiciele ambasady RP, władz Wilna i wybrani goście z Kongresu Polonii Kanadyjskiej.
Byłam tego dnia w Wilnie, po godz. 10.00. U stóp pięknie położonego na wzgórzu kościoła szykowała się do demonstracji – za zgodą proboszcza – zorganizowana grupa ok. 20 – 30 osób, większość z Ottawy. Byli to przedstawiciele ottawskich Solidarnych 2010, Związku Narodowego Polskiego Gminy im. Lecha Kaczyńskiego i Klubu Gazety Polskiej, a także kilkoro Polaków mieszkających w Wilnie na stałe. Przyjechali tu wyrazić swój sprzeciw przeciwko temu, co dzieje się w Polsce za rządów premiera Tuska, przeciwko sposobowi prowadzenia śledztwa ws. katastrofy smoleńskiej, z żądaniem zwołania międzynarodowej komisji dot. tego śledztwa, a także przeciwko ograniczaniu wolności słowa, w tym z żądaniem miejsca na cyfrowym multipleksie dla TV "Trwam", jak głosiły licznie przygotowane transparenty, których było notabene o wiele więcej niż uczestników protestu. Wszyscy czekali wytrwale na przybycie premiera – choć niemiłosiernie cięły czarne muszki, kanadyjska wiosenna specjalność. Na spotkanie w sali parafialnej zaczęli zjeżdżać się miejscowi Kaszubi, niektórzy w regionalnych strojach. Część z nich, widząc transparenty, zatrzymywała się i czytała, część podchodziła i pytała, o co chodzi w proteście. Organizatorzy byli świetnie przygotowani, pan Grabkowski prowadził manifestację po angielsku i polsku, rozdawano zainteresowanym ulotki. Pod kościół zajechał też autobus z przedstawicielami Kongresu Polonii Kanadyjskiej. Premiera Tuska demonstranci powitali okrzykami m.in. "Wolne media", "Żądamy prawdy", "Żądamy powołania niezależnej międzynarodowej komisji ws. katastrofy smoleńskiej", i takimi samymi go pożegnano.
Do protestujących podszedł kamerzysta TVP i dziennikarka kanadyjskiej telewizji OMNI. Pan Grabkowski udzielił wywiadu, jednocześnie wygłaszając apel o rzetelne podawanie informacji do filmujących ze wzgórza dziennikarzy z innych polskich mediów, którzy nie odważyli się podejść. Nie pofatygowali się zresztą, żeby zamienić choć kilka słów z protestującymi, przedstawiciele Kongresu, bez słowa też minął ich poseł federalny Partii Konserwatywnej Władysław Lizoń z żoną...
Tego dnia była świetna okazja do powiedzenia, w obecności kanadyjskich mediów i oficjeli, premierowi Tuskowi, co leży na sercu Polakom, również tym żyjącym na stałe w Kanadzie, i nagłośnienia tego. Nie było kordonów policji ani straży miejskiej jak w Polsce, premier był na wyciągnięcie ręki. Porządku pod kościołem strzegło zaledwie kilku miejscowych policjantów, nie licząc służb specjalnych przy samej sali.
W związku z tym na koniec kilka pytań.
Dlaczego tak niewiele osób zdecydowało się zaprotestować?
Dlaczego nie było tu ani jednego przedstawiciela bardzo licznej Rodziny Radia Maryja z Toronto, tym bardziej że SOS – Komitet Obrony Telewizji Trwam prosi o współpracę Polonię i nagłaśnianie sprawy za granicą w obliczu starań o referendum europejskie ws. dyskryminacji Telewizji "Trwam"?
Czy rzeczą właściwą było, że w spotkaniu z premierem wzięli udział przedstawiciele Kongresu Polonii Kanadyjskiej, choć niektórych czołowych działaczy KPK (z innych krajów także) polski MSZ wpisał na tzw. czarną listę, nakazując placówkom dyplomatycznym ich bojkot? Czy nie była to dobra okazja do oprotestowania przez Kongres tego faktu poprzez zignorowanie tej wizyty?
Te pytania pozostawiam zainteresowanym do rozważenia.
Joanna Wasilewska
Fot. Andrzej Jasiński
Mississauga